Nowy złoty wiek mózgowych filmów science fiction
Nowy złoty wiek mózgowych filmów science fiction
Anonim

Ostrzeżenie: SPOILERY przed przyjazdem

-

Ostatnia fala filmów science fiction jest bardziej osobista niż kiedykolwiek. Chociaż od dawna jest jednym z wiodących gatunków eskapizmu, science-fiction odniosło sukces w przedstawieniu alternatywnych rzeczywistości, które z natury rzucają światło na nas. Dzień, w którym zatrzymała się ziemia (1951) funkcjonował jako alegoria zimnej wojny, wykorzystując imponującego humanoida, aby zniechęcić do rozprzestrzeniania broni jądrowej, podczas gdy Bliskie spotkania trzeciego stopnia przeciwdziałały ziemskiemu szowinizmowi w dialogu międzygalaktycznym. Takie opowieści są jednak odstające w porównaniu z armią bombastycznych filmów, w których ich narracje oszałamiają i polegają na wybuchach zamiast emocji.

W ostatnich latach widzieliśmy, jak Hollywood przyjęło bardziej mózgową odmianę science fiction, która bada możliwości bliskiej przyszłości i osadza je w szerokich oczach jednej postaci. Denis Villeneuve (Sicario) jest najnowszym reżyserem, który wykorzystał gatunek science fiction jako mechanizm do opowiadania zasadniczo ludzkiej historii, a „ Przybycie” jest prawdopodobnie najbardziej intymnym filmem w swoim rodzaju. Chociaż jest filmem prowokującym do myślenia i poruszającym samym w sobie, Przybycie może być lepiej docenione, gdy ogląda się je obok swoich niedawnych poprzedników: Grawitacji, Międzygwiezdnego i Marsa. W każdym z tych tytułów zrezygnowano z pokusy wykorzystywania futurystycznej technologii, prezentując najtrwalszy sprzęt ze wszystkich: ludzkie serce.

Słyszysz mnie teraz?

W swej istocie „Przybycie” to film o komunikacji i języku, które są podstawą naszej ziemskiej egzystencji. Od przysłowiowej Wieży Babel i następującego po niej exodusu świat został w dużej mierze podzielony przez bariery słowne. Kultury trzymają się swoich rodzimych języków i sposobów ekspresji, wzmacniając własne społeczeństwo, jednocześnie dystansując się od innych.

Kiedy dwanaście heptapodów ląduje na naszej planecie w Przybyciu, wydaje się, że stanowią one jasne i aktualne zagrożenie. Jednak Louise (Amy Adams) i Ian (Jeremy Renner) odkrywają, że obsydianowe monolity nie są prawdziwym zagrożeniem. Te obce statki i ich mieszkańcy przypominający kałamarnice, których obawiają się obywatele na całym świecie, ujawniają bardziej znaczący i egzystencjalny kryzys: niezdolność naszego świata do komunikowania się między sobą ponad granicami, kulturami i językami.

Wejdź do Louise, światowej klasy lingwistki, która używa pomocy wizualnych do zrozumienia dźwięków rogu mgłowego i atramentowej kaligrafii dwóch kosmitów, których pieszczotliwie nazywają Abbott i Costello. Poprzez sprawne łamanie enigmy kodu „przybyłych” Louise udowadnia, że ​​międzykontynentalna (i tak, międzygwiezdna) komunikacja jest możliwa. Ma to dwa głębokie skutki: po pierwsze, daje Louise możliwość widzenia czasu w rewolucyjny sposób; po drugie, ujawnia reakcyjnych przywódców na całym świecie, którzy przyczynili się do naszego zahamowanego międzynarodowego dyskursu. Jeśli Louise może zdobyć zaufanie czteropiętrowej, chrząkającej meduzy, podczas gdy nasz rządowy wywiad nie może się ze sobą komunikować, to nasza kultura wyraźnie ma miejsce na poprawę.

To właśnie czyni Louise nieświadomą bohaterką. W pojedynkę rozprasza międzynarodowy kryzys, komunikując się bezpośrednio z generałem Shang (Tzi Ma) z Chin, używając mieszanki faktów i emocji, aby powstrzymać go przed militarnym zaangażowaniem Heptapodów. Rzeczywiście, różnica między przetrwaniem a wyginięciem w Przybyciu Denisa Villeneuve'a polega na rozmowie między zwykłym obywatelem a światowym przywódcą.

O czasie

Między Edge of Tomorrow, Interstellar i Arrival, czas stał się narzędziem do rozwoju nowej narracji. To nie tylko wyścig z czasem, ale całkowita dekonstrukcja czasowego zrozumienia, jakie znamy.

W thrillerze science fiction Douga Limana „Edge of Tomorrow” Cage (Tom Cruise) trafia na front inwazji D-Day przeciwko walczącym Mimikom. Całkowicie nieprzygotowany do walki, Cage zostaje szybko zneutralizowany … ale nie przed odziedziczeniem nieoczekiwanego prezentu. Zanurzony w lepkiej krwi naśladowcy „Alfa”, Cage otrzymuje przedłużone życie: możliwość regeneracji i kontynuowania walki z wrogiem. To nieodwołalnie zmienia jego perspektywę czasu, ponieważ staje się strażnikiem godzin i minut, którymi dysponuje.

Przybycie opiera się na podobnej zarozumiałości, w której zrozumienie języka obcych przez Louise niweczy jej ludzką koncepcję czasu. Im bardziej zbliża się do rozszyfrowania ich dyskursu, tym bardziej wydaje się mieć halucynacje w wielu liniach czasu i wspomnieniach. Jest to hipoteza Sapira-Whorfa, która została w pełni rozegrana, w której zanurzenie jednostki w nowym języku w niewysłowiony sposób zmienia jej postrzeganie czasu i rzeczywistości.

Nowy sposób komunikacji Louise wykracza poza ziemskie rozumienie czasu przeszłego, teraźniejszego i przyszłego, łącząc wszystkie trzy we wszechobecność, która pozornie pozwala jej doświadczyć całego swojego istnienia w jednej samotnej chwili. Dlatego czas staje się językiem ostatecznym, nieskrępowanym granicami i galaktykami. Choć może to być fascynujące, jest to również bolesna świadomość, która zmusza Louise do odczucia całkowitego ciężaru przyszłych strat za jednym zamachem. Musi celebrować tę wiedzę i płakać nad jej konsekwencjami. To tutaj Przybycie zadaje najbardziej zaawansowany, a jednocześnie elementarny cios. Jako ludzie wiemy, że tragedia i strata są wyryte w naszej przyszłości, chociaż spędzamy całe godziny na unikaniu tej prawdy, aż nadejdzie czas, aby ją przyjąć.

Kosmiczna odyseja Christophera Nolana, Interstellar, podjęła te tematy w bardziej bezpośredni sposób. Zamiast konsekwentnie zachęcać widzów do wielkiego ujawnienia za pomocą flash-forward (jak w Arrival), widzowie są zmuszeni patrzeć, jak Cooper (Matthew McConaughey) cierpi z powodu odpływu i upływu czasu. Niezależnie od tego, czy jest na pokładzie statku kosmicznego i ogląda transmisje swoich stopniowo starzejących się dzieci, czy też błaga Murphy'ego o zwrócenie uwagi z wnętrza tesseraktu, Cooper przeżywa tę podróż w czasie w naprawdę brutalny sposób. Jednak z wnętrza tego pozawymiarowego pryzmatu otrzymuje całkowitą świadomość i zdolność do interakcji i wpływania na swoją przeszłość. Jednak moc Coopera jest ostatecznie przyćmiona jego perspektywą i tak jak Louise nie może zapobiec śmiertelnej chorobie swojej córki, Cooper nie może w pełni wrócić do przeszłości z Murphym.

Ewolucja gatunku

Jeśli Międzygwiezdne i Przybycie są jedynie badaniami nad śmiertelnością, co dobrego można ekstrapolować z ich historii? I czy te filmy można w ogóle uznać za prawdziwą rozrywkę, biorąc pod uwagę, że skłaniają nas do rozwodzenia się nad efemeryczną naturą czasu? Rzeczywiście, te niszczycielskie narracje zabierają nas w pozaziemską podróż na ulotną chwilę, zanim zrzucą nas z powrotem do naszego wyraźnie ludzkiego losu.

Oczywiście są pewne niedawne wyjątki. Marsjanin był mile widzianym oderwaniem się od współczesnej trajektorii science fiction - jak Apollo 13, bez całego cierpienia. Jednoosobowa historia przetrwania w kosmosie Ridleya Scotta była dość radosna od początku do końca. Dla Marka Watneya (Matt Damon) przygoda była bardziej wyścigiem z czasem, a mniej zanurzeniem w nim opartym na teorii. Grawitacja Alfonso Cuarona była linearną opowieścią o stracie na tle gwiaździstej, w której Ryan Stone (Sandra Bullock) zmaga się z osobistą tragedią i stara się ją przezwyciężyć. Podobnie jak zakończenie 2001: A Space Odyssey Stanleya Kubricka, Stone doświadcza swego rodzaju metaforycznego odrodzenia po wejściu w ziemską atmosferę.

Marsjanin i Grawitacja same w sobie są wstrząsające, ale są celebracjami życia ze stosunkowo zwycięskimi i podnoszącymi na duchu wnioskami. W przeciwieństwie do Interstellar and Arrival filmy te postrzegane są jako znacznie przyjemniejsze wycinki eskapizmu. Być może taki jest stan współczesnej fantastyki naukowej, bardziej komentarz do ludzkiej walki, a mniej odwrócenie uwagi od niej. Jednak w każdym z tych filmów, czy to triumfalnych, czy tragicznych, łączy je jeden wątek: miłość.

Po przybyciu Louise zostaje pobłogosławiona i przeklęta zdolnością widzenia czasu w boski sposób. Dysponuje wiedzą o wszystkich bólach i przyjemnościach, które niesie ze sobą jej przyszłość, ale mówi nam, że nawet mając to zrozumienie, niczego by nie zmieniła. Nie do zniesienia strata córki jest bardziej znośna, niż myślała, a ona odważnie akceptuje predestynowaną wizję swojego życia. Wiedząc, że jej córka umrze, a mąż ją opuści, Louise pozostaje napędzana miłością, która przeważa nad nieuchronną stratą. To jest powód, dla którego Cooper opuścił ziemię, dlaczego Ryan Stone angażuje się w przetrwanie i dlaczego Mark Watney ośmiela się przeciwstawić niegościnnym warunkom Marsa. Choć przełamuje barierę komunikacyjną z kosmitami i zyskuje nową perspektywę, wciąż rządzi nią miłość, najbardziej uniwersalny język ze wszystkich.

-

Poza uznaniem krytyków, jest jeszcze jedna rzecz, którą łączy ze sobą Gravity, Interstellar, The Marsian i Arrival: wszystkie są kasowymi historiami sukcesu. A w krajobrazie branży rządzonym przez przeróbki, ponowne uruchomienie i sequele, niezwykłe (i satysfakcjonujące) jest to, że gatunek science-fiction produkuje mózgowe, oryginalne, samodzielne historie, które są uwielbiane zarówno przez wysokich krytyków, jak i publiczność.

Przylot jest teraz w kinach.