Umarli nie umierają przełamują czwartą ścianę (bo to nie jest film o zombie)
Umarli nie umierają przełamują czwartą ścianę (bo to nie jest film o zombie)
Anonim

OSTRZEŻENIE: Spojlery do gry The Dead Don't Die.

Komedia Jima Jarmuscha zombie The Dead Don't Die kilkakrotnie łamie czwartą ścianę, ponieważ tak naprawdę nie jest filmem o zombie. Pozornie The Dead Don't Die ma wszystkie niezbędne dzwonki i gwizdki, w które powinien być wyposażony każdy klasyczny film o zombie - aż po alegorie społeczne, środowiskowe i polityczne - ale ten film idzie o krok dalej, aby wstrząsnąć gatunkiem tak bardzo, że nie jest to wcale film o zombie.

W The Dead Don't Die spokojne miasteczko Centerville boryka się z nadprzyrodzonym kryzysem, kiedy zmarli zaczynają wstawać z grobów. Wódz Cliff Robertson (Bill Murray) i oficerowie Ronnie Peterson i Mindy Morrison, grani przez Adama Driver i Chloe Sevigny, robią wszystko, co w ich mocy, aby nie tylko patrolować miasto, ale także określać jego najlepszą strategię przetrwania. Po drodze krzyżują ścieżki z Pustelnikiem Bobem (Tom Waits), nowym dyrektorem pogrzebowym Zeldą Winston (Tilda Swinton) i załogą hipstersów z Cleveland (Selena Gomez, Austin Butler i Luke Sabbat), którzy akurat przechodzą. Jednak we wczesnych etapach apokalipsy zombie, The Dead Don't Die szybko przypomina publiczności przy kilku okazjach, że nie jest to zwykły horror, w którym kilka postaci przypadkowo i wielokrotnie łamie czwartą ścianę.

Kontynuuj przewijanie, aby kontynuować czytanie Kliknij przycisk poniżej, aby rozpocząć ten artykuł w trybie szybkiego podglądu.

Zacząć teraz

W chwili, gdy postać Driver'a mówi szefowi Murraya Robertsonowi, że piosenka, której słuchają w radiu, jest motywem przewodnim do filmu, w którym są, rzeczywistość filmu zostaje zerwana. Później w The Dead Don't Die posuwają się nawet do odwołania się do scenariusza Jarmuscha, do którego Driver pisze, twierdząc, że „To się nie skończy dobrze”. Jednak zamiast złamać czwartą ścianę jako knebel, The Dead Don't Die rozbija czwartą ścianę, aby udowodnić rację. Film chce powtórzyć fakt, że świat ma problemy - bez najmniejszego śladu subtelności - i staje się wystarczająco jasne, że tam, gdzie ktoś taki jak George A. Romero robił filmy o zombie jako komentarz do świata w ogóle, Jim Jarmusch traktuje zombie jako czerwony śledź dla większego obrazu.

W The Dead Don't Die nie jest tajemnicą, że największym zmartwieniem są nie tylko zombie, ale fracking i rasizm oraz cała masa tematów, na które Jarmusch uważa, że ​​jego widzowie powinni zwrócić uwagę. Jasne, kąt zombie pomaga w tym, że Jarmusch zajmuje się również faktem, że ludzie mogą czasami wydawać się zbyt umarli, by zawracać sobie głowę zwracaniem uwagi na rzeczy, które naprawdę mają znaczenie, ale zombie są w końcu w większości zbyteczne. Są narzędziem marketingowym, które pozwala na umieszczenie tyłków w fotelach; jakaś sprytna pomyłka ukrywająca około dwugodzinny TED Talk jako horror.

Pod koniec The Dead Don't Die znaczenie głównych bohaterów filmu już wygasło. Gdy Driver i Murray od niechcenia rozmawiają o scenariuszu do filmu, w którym grają jako hordy zombie otaczające ich policyjny krążownik, jest więcej niż jasne, że celem filmu nie jest straszyć widzów zombie, ale ludźmi.. The Dead Don't Die to ostrzegawcza opowieść ubrana w potworny makijaż, a podgatunek zombie jest bardziej rozrywką niż haczykiem, czymś, co zrzuca zapach prawdziwego znaczenia filmu. A jeśli potrzeba filmu o potworach, aby przyciągnąć uwagę ludzi - niezależnie od tego, czy zgadzają się z przesłaniem, czy nie - to sprytny eksperyment Jarmuscha z quasi-fałszywym marketingiem, który ma diabelską troskę, okazał się sukcesem.