Sezon 2 Knick pozostaje pojedynczym doświadczeniem oglądania
Sezon 2 Knick pozostaje pojedynczym doświadczeniem oglądania
Anonim

(To jest recenzja sezonu 2 The Knick, odcinek 1. Będą SPOILERY.)

-

Piaskowy, krwawy i często wymagający dobrego szorowania The Knick to niezrównane wrażenia wizualne. A w istocie tym właśnie jest ten program: wrażeniem wizualnym. Jest to rzadki rodzaj telewizji, w którym każda klatka w jakiś sposób uderza. Niezależnie od tego, czy koncentruje się na najnowszej, wywołującej wzdrygnięcie procedurze medycznej, czy po prostu spoczywa na nieruchomej twarzy kogoś, z kim się rozmawia, w tym wszystkim dzieje się coś wyjątkowego. Pozornie na każdym kroku i przy każdej edycji serial pokazuje dogłębne zrozumienie tego, jak każdy szczegół na ekranie istnieje z jakiegoś powodu.

Wynika to z wytrwałego oka reżysera, operatora i montażysty, Stevena Soderbergha, który zrobił to samo z serialem w sezonie 1. Podczas gdy The Knick cieszy się talentami Clive'a Owena jako uzależnionego od narkotyków „szalonego naukowca”, dr Johna Thackery i André Holland jako ognisty i ambitny dr Algernon Edwards, serial jest najbardziej fascynujący i możliwy do obejrzenia ze względu na swój wielopłaszczyznowy charakter. Z jednej strony to wciągająca historia medycyny i chirurgii u progu XX wieku; to samo powinno wzbudzić duże zainteresowanie widzów. Ale jest to również program wypełniony animowanymi i wciągającymi, ale ostatecznie znanymi postaciami, których pisanie czasami nie osiągnęło poziomu kreowanego wokół nich serialu.

Pomimo swoich wad serial zawsze był bardzo dobry i nadal jest (w rzeczywistości w sezonie 2 staje się wyraźnie lepszy). Ale w pewnym sensie, nawet przy wielu wspaniałych występach, The Knick może czasami czuć się tak, jakby gwiazdą serialu był naprawdę facet za kamerą, ten, który robił zdjęcia i układał wszystko w całość, gdy dzień się skończył. I chociaż może się to wydawać dziwne, to w porządku. Wkład Stevena Soderbergha w serial jest widoczny we wszystkim, co pojawia się na ekranie - i prawdopodobnie całkiem sporo osób, które go oglądają, nigdy nie są w stanie zobaczyć. Soderbergh to element, który sprawia, że ​​serial jest tym, czym jest: rzadkim programem telewizyjnym napędzanym wyjątkową wizją reżysera.

Można by więc powiedzieć, że zarówno lekarze Edwards, jak i Thackery mają coś wspólnego z człowiekiem za kamerą, ale tylko dlatego, że dążą do tego, by osiągnąć wysokie standardy, które sami sobie wyznaczyli - a może nawet wcześniejsze osiągnięcia. To, co premiera drugiego sezonu, „Dziesięć węzłów”, pokazuje - w przeciwieństwie do reżysera - to, że w The Knick nie ma postaci, dla której nie istnieje jakiś wymagający standard, a jednak nikt nie jest blisko osiągnięcia tego pożądanego oczekiwania.

Seria przenosi się w 1901 roku, gdzie pomimo optymizmu i być może przepychu i okoliczności związanych z przełomem nowego szpitala Knickerbocker, większość głównych bohaterów potrzebuje pomocy. Thackery, który pod koniec ubiegłego sezonu został przyjęty do kliniki, która starała się leczyć jego uzależnienie od kokainy heroiną, pogodził się z życiem zegarmistrzowskim, dopóki nie otrzyma kolejnej poprawki. Siostra Harriet (Cara Seymour) siedzi w więzieniu, czekając na proces za aborcje, których dokonała dla potrzebujących kobiet. Cornelia Showalter (Juliet Rylance) jest w San Francisco, walcząc z epidemią dżumy, zanim po powrocie do Nowego Jorku zmierzy się z plagą swojego perwersyjnego teścia. Edwards znajduje się na łasce rady szpitala prowadzonej przez starych białych mężczyzn, którzy, jak opisuje jego przyjaciel Henry (Charles Aitken), są „a nie typem ludzi, którzy lubią tworzyć historię. ”Innymi słowy, te postacie tkwią w sytuacjach, z których nie mogą się sami uwolnić.

Mówiąc dramatycznie, właśnie tam jest potrzebna narracja, ponieważ zapewnia aktorom nieodpartą platformę, na której mogą wystawiać swoje przedstawienia. Ale daje też obsadzie wspierającej szansę odegrania roli zbawiciela. Tom Cleary (Chris Sullivan), wspomniany Henry i, co zaskakujące - choć z własnych egoistycznych (i rasistowskich) powodów - Everett Gallinger (Eric Johnson) - wszyscy starają się wyciągnąć innych z dziur, w których się znaleźli. I choć porwanie i uwięzienie Thackery'ego na morzu przez Gallingera - do czasu, gdy jest na tyle trzeźwy, by zawiązać tytułowe dziesięć węzłów - jest najbardziej jawnym działaniem premierowym, to służy podkreśleniu nieoczekiwanego nastawienia do serialu, które w zaskakujący sposób znajduje odzwierciedlenie w działaniach i pragnienia swoich bohaterów.

Ogólnie rzecz biorąc, taka postawa jest jednym z aspiracji zarówno do wielkości, jak i do postępu. Wydaje się dziwne, że tak jest - zwłaszcza biorąc pod uwagę sytuacje, w których prawie wszyscy się znajdują i to, jak fabuła obraca się wokół takich elementów, jak rasizm, prawa kobiet i, co najwyraźniej, uzależnienie od narkotyków - ale mimo wszystko, Knick jest także rodzaj dramatu z epoki, który zagłębia się we własne otoczenie z epoki i ogląda teraźniejszość. Podczas gdy niektórzy mogą to uznać za oskarżenie o to, jak małe rzeczy rozwinęły się w skądinąd nowoczesnym społeczeństwie, zawziętość postaci takich jak Thackery, Edwards i Sister Harriet sprawia, że ​​nie staje się to zbyt ponure i beznadziejne.

Oczywiście Thackery nie znajdzie lekarstwa na swoje nałogi i będzie musiał radzić sobie z zachciankami do końca życia. W rzeczywistości jest tak samo pewny, że się cofnie, jak niedługo w poszukiwaniu lekarstwa, ale porażka może być ważną częścią postępu. To determinacja, by iść naprzód i osiągnąć niemożliwe, i robić to, czego nigdy wcześniej nie robiono, co napędza te postacie. I właśnie ten pionierski duch sprawia, że ​​The Knick jest tak fascynującym i oglądanym w nieskończoność programie.

-

The Knick będzie kontynuowany w następny piątek z „You're No Rose” o 22:00 w Cinemax.