Recenzja House of the Devil
Recenzja House of the Devil
Anonim

Rob Frappier z Screen Rant recenzuje The House of the Devil

Zobaczmy, czy to brzmi znajomo: atrakcyjna i sympatyczna studentka z college'u przyjmuje pracę jako opiekunka do dziecka w skrzypiącym starym domu, chociaż wiemy (i wyczuwa), że dzieje się coś podstępnego. Jeśli myślisz sobie: „Byłem tam, zrobiłem to”, mimo wszystko poproszę cię o kontynuowanie czytania.

Chociaż Dom diabła Ti Westa może brzmieć znajomo, potężna mieszanka napięcia, przerażenia i krwi jest warta ceny wstępu.

Chociaż już trochę nakreśliłem fabułę, pozwól mi podać kilka dodatkowych szczegółów. Samantha (grana przez nowicjuszkę Jocelin Donahue) potrzebuje szybkiej gotówki, aby wyprowadzić się ze swojego pokoju w akademiku do własnego mieszkania. Spacerując po kampusie, widzi ogłoszenie o opiekunce i stwierdza, że ​​może to być łatwy sposób na zarobienie pieniędzy. Po przybyciu do domu, który jest schowany głęboko w lesie i przypomina Horror z Amityville, Sam poznaje swojego pracodawcę, uprzejmego, ale nieco złowieszczego pana Ulmana (w tej roli zawsze wielki Tom Noonan).

W tym momencie Sam dowiaduje się, że nie będzie dokładnie zajmować się dziećmi, ale zamiast tego opiekować się starszą matką Ulmana. Chociaż próbuje uchylić się od pracy, Ulman oferuje jej zbyt dużo pieniędzy, by się oprzeć i zostaje, mimo ostrzeżenia swojej przyjaciółki Megan (Greta Gerwig). Podobnie jak Megan, my na widowni wiemy, że Sam popełniła błąd, coś, co zdaje sobie sprawę, gdy węszy po domu. Dość powiedzieć, że Ulmanowie mają plany dotyczące młodego Sama i, jak wyraźnie wskazuje tytuł, dotyczą one diabła. Och, czy wspomniałem, że jest zaćmienie Księżyca? Na pewno zgadniesz, co czeka Sama.

The House of the Devil to powrót do prostszych czasów horroru. Od rekwizytów odpowiednich dla okresu (duże walkmany, telefony z obrotową tarczą itp.) I ziarnistego materiału filmowego, po niesamowitą partyturę z ciężkim syntezatorem rocka i zapasem, ale groźnych skrzypiec i fortepianu, film autentycznie naśladuje wygląd i dźwięk. horroru z początku lat 80. Tam, gdzie inni reżyserzy mogą wykorzystać lata 80. jako pretekst, aby uczynić swój film tandetnym, Ti West rozumie, że najlepszą rzeczą w horrorze z lat 80. nie była jego głupota, ale raczej nacisk na powolne napięcie.

W tym celu film toczy się w bolesnym tempie (i mam na myśli to w najlepszy możliwy sposób). Wędrując po całym domu, robiąc pozornie normalne rzeczy (napełniając butelkę wody, czytając książkę), West trzyma twarz Sam w ciasnej ramce, oszukując publiczność do myślenia, że ​​coś może się wydarzyć za każdym razem, gdy odwróci głowę. Kiedy nie jesteśmy w ciasnych kadrach, West wybiera szerokie ujęcia, w których kamera porusza się na tyle wolno, że czujemy, że ktoś może obserwować Sama z cienia. To potężna mieszanka kinematografii, która sprawia, że ​​jesteś na krawędzi siedzenia. Gdy noc mija, a Sam staje się coraz bardziej paranoikiem w swojej sytuacji, jesteśmy tam z nią, chwytając nasz wyimaginowany nóż, aby odeprzeć nieuchronnie krwawe zakończenie.

Mówiąc o zakończeniu, może to być ta część filmu, która nie działa do końca. Nie zrozumcie mnie źle, zakończenie jest nadal bardzo przerażające (i bardzo krwawe), ale po 70 minutach napięcia we włosach prawie niemożliwe jest sprostanie lękowi widza. Warto zauważyć, że pod koniec filmu nastąpiła poważna zmiana stylistyczna, faworyzując intensywne efekty wizualne i chwiejną kinematografię w stosunku do poprzednich zdjęć do filmu, demonstrując zdolność Westa do używania kamery zarówno jako narzędzia do wprowadzenia nas do filmu, jak i do dławienia. nas, gdy już tam jesteśmy. Pomimo bardzo niewielkiego rozczarowania na końcu filmu (i naprawdę jest ono niewielkie), West pracuje w satysfakcjonującym, choć nieco przewidywalnym, zwrotem akcji w ostatniej scenie, która wywoła uśmiech na przekór sobie.

Dla niektórych miłośników horroru - najprawdopodobniej fanów brutalnych przeróbek slasherów, takich jak Halloween Roba Zombie - The House of the Devil może być zbyt wolny ze zbyt małą ilością przemocy. Jednak dla purystów gatunkowych niewiele jest rzeczy, które mogą się nie podobać w filmie. Mogę tylko mieć nadzieję, że The House of the Devil, wraz z intensywnie rozrywkowym Drag Me to Hell tego lata i małym Indie-That-could Paranormal Activity, reprezentują niewielką zmianę w sposobie myślenia Hollywood o horrorze.

The House of the Devil jest w kinach od 30 października, chociaż od początku października film można było zobaczyć w Amazon Video i innych usługach On Demand. Jeśli możesz, polecam obejrzenie tego filmu w kinach. Kinematografia, grafika i dźwięk są zbyt dobre, by marnować je na małym ekranie.

Nasza ocena:

4 z 5 (doskonałe)